Poradnik konsumenta – Uwaga na zakupy z Azji!

W ostatnich miesiącach do biura Powiatowego Rzecznika Konsumentów trafia coraz więcej pytań i sygnałów od mieszkańców dotyczących zakupów przez Internet – głównie z takich platform jak SHEIN czy Temu. Są to azjatyckie serwisy, które oferują ogromny wybór ubrań, dodatków, elektroniki i innych towarów, często w bardzo atrakcyjnych – wręcz niewiarygodnych – cenach. Niestety, najnowszy raport Federacji Konsumentów[1], oparty na rzetelnych badaniach laboratoryjnych, pokazuje, że za tą „tanią modą” kryją się poważne zagrożenia dla zdrowia i bezpieczeństwa. Co wykryto w badanych produktach? Federacja Konsumentów zleciła specjalistyczne badania 29 różnych przedmiotów, które zostały zakupione losowo na platformach SHEIN i Temu[2]. Były to ubrania, bielizna, biżuteria, torebka, buty i ładowarka. Wyniki są niepokojące, gdyż ponad połowa z nich zawierała szkodliwe metale ciężkie, takie jak nikiel, chrom, ołów, kadm czy kobalt, często w stężeniach znacznie przekraczających dopuszczalne normy. Przykłady? W jednej z bluzek wykryto aż 15% niklu – to kilkadziesiąt razy więcej niż dopuszcza prawo. W stroju kąpielowym z ozdobnym łańcuszkiem znaleziono ołów i kobalt, a w bransoletce reklamowanej jako „modna i delikatna” – 8% niklu. To pierwiastki, które mogą prowadzić do alergii, podrażnień skóry, a nawet poważniejszych chorób, zwłaszcza u dzieci i osób z wrażliwą skórą. Niebezpieczne substancje wykryte w tych produktach mają bezpośredni kontakt z ciałem – są w metalowych zapięciach, ozdobach, nadrukach na tkaninie czy wewnętrznych częściach butów. Skóra, pot i naturalna wilgoć przyspieszają uwalnianie się tych związków do organizmu. Nikiel to jeden z najczęstszych alergenów – powoduje bolesne zmiany skórne, wypryski, świąd. Chrom może być toksyczny i rakotwórczy. Ołów – nawet w niewielkich dawkach – uszkadza mózg, nerki i układ krążenia. A kadm i kobalt nie mają żadnej funkcji biologicznej – są po prostu trujące. Raport pokazuje też, że wiele z tych platform nie ujawnia pełnych danych sprzedawców – konsument nie wie, z kim ma do czynienia. W razie problemów często nie ma gdzie złożyć reklamacji, a nawet jeśli – procedury są skomplikowane i mało przejrzyste. Do tego dochodzą tzw. manipulacyjne praktyki: odliczanie czasu do końca „promocji”, fałszywe informacje o ilości dostępnych produktów, utrudnione zamykanie konta – wszystko po to, by skłonić nas do szybkich, nieprzemyślanych decyzji zakupowych. Co możemy zrobić jako konsument? Nie kupujmy w ciemno. Sprawdzajmy, skąd pochodzi produkt i kto za niego odpowiada. Czytajmy opinie, ale z dystansem. Często są sztucznie zawyżane. Zachowujmy potwierdzenia zakupu – mogą się przydać przy ewentualnej reklamacji. Unikajmy zakupów impulsywnych – zwłaszcza pod wpływem „promocji ograniczonych czasowo”. Zachęcam Państwa do rozwagi. Internet daje ogromne możliwości, ale nie zwalnia z ostrożności. Jeśli produkt jest podejrzanie tani – warto zadać sobie pytanie, co tak naprawdę kupuję i kto za to odpowiada? Bezpieczeństwo nasze i naszych dzieci nie powinno być przedmiotem internetowej wyprzedaży. Masz wątpliwości jakie przysługują nam uprawnienia? jakie mamy możliwości lub jak napisać reklamację, zawsze można skorzystać z bezpłatnej porady u rzecznika konsumentów. [1] https://www.federacja-konsumentow.org.pl/307,niskie-ceny-wysokie-ryzyko-raport-o-ukrytych-kosztach-zakupow-na-azjatyckich-platformach-sprzedazowych.html[2] https://www.federacja-konsumentow.org.pl/p,1888,b04df,raport-z-badaniafk07042025-002.pdf Miłosz Niedźwiecki – Powiatowy Rzecznik Konsumentów